Gary Indiana Gary Indiana
1109
BLOG

Skrócona historia USA - od początku do końca

Gary Indiana Gary Indiana Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 7

Ostatnio przeczytałem interesujący artykuł amerykańskiego dziennikarza felietonisty Freda Reed'a jaki ukazał się na jego stronie internetowej. Opinie Freda są, moim zdaniem, na tyle godne uwagi, że postanowiłem je przetłumaczyć z angielskiego i zamieścić na Salonie.

Oddaję głos Fredowi:

Skrócona historia Stanów Zjednoczonych

Od początku do końca 

21 marca, 2011
 
W 1492 Kolumb odkrył istnienie Ameryki i osadnicy, destrukcyjnie wykorzystujący jej naturalne bogactwa, osiągnęli sukces który przypisali swoim niemal cudownym cnotom, z których niektóre właściwie posiadali: odwaga, przebojowość, produktywność i duch niezależności. Wkrótce potem wyszli cało z II Wojny Światowej dzięki geniuszowi militarnemu w postaci dwóch oceanów, podczas gdy ich konkurenci - Europa, Rosja, Chiny i Japonia - leżeli powaleni. Amerykańskie nietknięte siły zbrojne i gospodarka na chodzie pozwoliły krajowi osiągnąć zadziwiającą dominację ekonomiczną, czego zasługi przypisano swoim niemal cudownym cnotom, które uznano za trwałe.
 
Nikt nie przewidywał tego co miało nadejść.
 
Japonia odżyła i zaczęła produkować coś co się nazywało Toyota, podczas kiedy Detroit, pewne swojego rynku, produkowało marne auta które się rozlatywały już przy odbiorze, a nabywca musiał sam dokończyć składanie. Niemcy odżyli. Komunizm ciągle chronił Amerykę przed Chinami, i nikt nie przewidywał zmiany. Pojawił się Airbus, ale nikt nie wierzył, że mógłby konkurować z amerykańską myślą techniczną i wiedzą w temacie. Tymczasem konkurował. Amerykańscy producenci samolotów znikali z rynku jeden po drugim znajdując schronienie w branży militarnej, aż został tylko Boeing - mniej więcej równy Airbusowi. Ale Amerykanie i tak wiedzieli, że Europa to socjaliści bez zasad etyki pracy.
 
Za niedługo Japonia całkowicie pochłonęła rynek elektroniki użytkowej, aparatów fotograficznych itp. Amerykańskie stocznie, poza tymi które oddały się rynkowi zbrojeniowemu, zanikły. Przemysł hutniczy odpłynął na obce wybrzeża. Prawie nikt nie zauważył. Ale Amerykanie wiedzieli, że ich dobrobyt był rezultatem ich niemal cudownych cnót, których żadni obcokrajowcy nie są w stanie osiągnąć.
 
W końcu Chiny zrezygnowały z komunizmu i stały się 1,3-miliardowym, zdolnym i ciężko pracującym ludem, który nie widzi nic złego w tym aby zostać dominującą potęgą w świecie. Brazylia zaczęła robić samoloty a amerykańskie linie lotnicze zaczęły je kupować. Nawet Indie zaczęły okazywać znaki życia. Amerykanie się tym nie przejmowali ponieważ wiedzieli, że te śmieszne kraje nie są w stanie konkurować z ideałami demokracji amerykańskiej.
 
Etaty produkcyjne poczęły odpływać do Azji, najpierw z wolna, a potem całymi strumieniami. Amerykanie, nie wiedząc dokładnie gdzie jest położona Azja, nie zwracali na to uwagi. Poza tym, ci cudzoziemcy to tacy śmieszni mali ludzie ze skośnymi oczkami i jedzący patyczkami. Któżby ich traktował poważnie? W następnej kolejności na Wschód poczęły emigrować etaty projektantów i programistów. Amerykanie, którzy wynaleźli Internet, w taki oto sposób muszą zapłacić. Kapitał intelektualny odłupał się na stałe od kapitału fizycznego. O kurcze!
 
Amerykański przemysł właściwie przestał istnieć, a przynajmniej przestał być amerykański. Wielkie kompanie przemieniły się w swobodnie-przemieszczające się międzynarodowe twory, które zapuszczają swe korzenie gdziekolwiek tam gdzie podatki są niskie i siła robocza tania - czyli nie w Ameryce. Obecny laptop HP składa się z procesora Intel, zrobionego być może w Irlandii, głównej płyty, twardego dysku, zasilacza i obudowy zrobionych na Tajwanie, pamięci RAM i ekranu Samsunga złożonych na Tajwanie lub w Chinach, ale na naklejce widnieje "HP", więc laptop jest "amerykański". 
 
Balans gospodarczy się pochrzanił a potem jeszcze bardziej pochrzanił. Kraj stał się niewolnikiem nieograniczonej konsumpcji na poziomie zarówno narodowym jak i indywidualnym. "Zwycięzcą ten, kto przed śmiercią zdąży zgromadzić sobie najwięcej zabawek" - stało się mottem. Ameryka zaczęła żyć na kredyt na każdym poziomie, ale zaufanie kredytowe było solidne, co Amerykanie przypisywali swoim niemal cudownym cnotom których już nie mieli, o ile je mieli kiedykolwiek.
 
Podczas gdy gospodarka niezauważenie upadała, budżet zbrojeniowy ciągle wzrastał. Kraju nie było już na to stać, ale Pentagon był tak głęboko uwikłany w gospodarce i w Kongresie, że kraj nie mógł po prostu zaprzestać ciągłego wzrostu budżetu zbrojeniowego. Pieniądze były ciągle wrzucane do tej pięciokątnej dziury i bez konkretnego celu od czasu kiedy Związek Sowiecki upadł a Ameryka nie miała militarnych wrogów.
 
Konsekwencje czasem bywają niespieszne. Po II Wojnie Światowej Syjoniści podbili Palestynę i poczęli traktować miejscowych w podobny sposób jak to robili biali w Południowej Afryce w najgorszych momentach. Muzułmanie, których okazało się jest niemało, znienawidzili Syjonistów, a przy tej okazji wszystkich Żydów. Ponieważ Ameryka dostarczyła bomb których Izrael użył do zabijania Muzułmanów, ci z kolei znienawidzili USA. Stąd 11 września. To z kolei zostało wykorzystane jako pretekst do wojny przez zadziornych mięczaków obecnie zwanych neokonserwatystami. Nadchodzące wojny uzyskały entuzjastyczne poparcie ze strony "ewangelików", jeszcze więcej Syjonistów, otumanionych "patriotów", "imperialistów", przemysłu zbrojeniowego oraz ze strony tych którzy po prostu chcieli katrupić Arabów, jakichkolwiek Arabów. Prezydent Bush, ze swoim rozumowaniem kmiotka-roztropka i nieustanną gotowością do wojny, pasował znakomicie. Roczny budżet wojskowy osiągnął poziom około tysiąca miliardów dolarów w kraju który już nie był w stanie spłacić swego zadłużenia --- kiedykolwiek spłacić.
 
Wiele się zmieniło od czasu przybycia Kolumba i ospy. Amerykanie ciągle widzieli siebie w roli kowboja z reklamy Marlboro, jako nieokiełznani indywidualiści, choć wielu z nich nigdy w życiu nie widziało konia na żywo. W rzeczywistości kraj stawał się zbiorowiskiem konformistów konsumpcyjnych z gustami i trendami zaplanowanymi z góry przez korporacje. Ameryka ciągle była krajem wielkiej szansy życiowej --- dla tych którzy zdobyli wyższe wykształcenie na najlepszych uczelniach i mieli iloraz inteligencji powyżej 180, a dla wszystkich pozostałych nie było żadnych szans. Większość zaczęła żyć w welwetowej służalczości, w obawie przed szefem i utratą planu emerytalnego. Coraz mniej młodych mężczyzn kwalifikowało się fizycznie do służby wojskowej. Aby temu zaradzić armia złagodziła treningi. Czasy niezłomnych wojaków, takich jak Davy Crockett, minęły bezpowrotnie.
 
Amerykanie stali się Przestraszonym Ludem, bojącym się terroru, Muzułmanów, świata na zewnątrz, o którym ani nie wiedzieli gdzie leży, ani jak się dokładnie nazywa. Władze użyły tego strachu jak daru niebios aby usprawiedliwić szybką eliminację wolności i praw obywatelskich, ogłaszając ludziom, że to konieczne dla ich własnego bezpieczeństwa. A ci ciągle byli dumni ze swojej "demokracji", której już nie mieli, i z bycia "światłem dla Świata", który ich nienawidził. "Cały Świat nas nienawidzi, cóż się mogło stać z całym Światem?" - pytali głęboko zdziwieni.
 
Przybyli rabusie. W dawniejszych czasach istniał jeszcze pewien element szlachetnej powinności, odpowiedzialności za naród, poczucie w szeregach wyższych klas, że powinni zwrócić choć odrobinę uwagi na utrzymanie kraju przy życiu podczas oskubywania go do suchej kości. To się zmieniło. Kraj jest obecnie rządzony przez ściśle zazębione z sobą kliki finansjery z Wall Street, Kongresu, śmietanki władzy wykonawczej i wielkich korporacji, wśród których nikt nigdy nie pracował na nocnej zmianie w Walmart mieszkając w wynajętej przyczepie. Najzdolniejsi wśród złych poszli na Harvard a potem do bankowości. I stąd obecny kryzys finansowy. Ta katastrofa została potraktowana jako "zjawisko cykliczne" a nie jako pierwsze tony hymnu pogrzebowego.
 
Obecnie kraj zdobywa cechy charakterystyczne dla Trzeciego Świata. Bezkarność przestępców: przedstawiciele finansjery nie trafili do więzień za przestępstwa finansowe, generałowie za zbrodnie wojenne, kongresmani za żadne popełnione przestępstwa. Państwowa bezradność: władze radziły sobie z klęskami żywiołowymi z profesjonalnością jakiej można by oczekiwać w Burundi. Slumsy, w których panuje całkowita anarchia, owrzodziły centra wielkich miast.
 
W swej historii Ameryka osiągnęła wiele, wiele rzeczy chlubnych i wiele niechlubnych. A obecnie, z tragiczną pewnością siebie i święcie przekonana o swych cudownych cnotach, jest niebezpiecznie bliska upadku na twarz.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura